poniedziałek, 9 lipca 2007

genderqueer

obrazy
becoming_25
Ł., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008
becoming_24  
R., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008
becoming_23  
J., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008
becoming_22
K., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008
becoming_21  
J., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008

K

K., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008

I

I., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008

M

M., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008

G

G., olej na płótnie, 195x195 cm, 2008

W 
W., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007



M
M., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007

L 
L., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007

G
G., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007


B., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007

image description                 
A., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007

genderqueer_01 
I. i L., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007

J 
J., olej na płótnie, 195x195 cm, 2007
 

genderqueer

obrazy - olej na płótnie, 195 x 195 cm

Projekt odnosi się do zagadnienia zaczerpniętego z dyskursu genderowego i queerowego. Jego zadaniem jest próba zbadania relacji zachodzącej pomiędzy znakiem i jego znaczeniem, pomiędzy wizerunkiem człowieka i tym, co ów obraz o nim mówi. Założeniem przedsięwzięcia jest unikanie jasnych i wyraźnych wyjaśnień dotyczących określonych przedstawień. Zależy nam, aby widz wpadł w pułapkę własnych kategoryzacji.

Ważne w tym projekcie jest przekroczenie pewnego schematu myślowego, który zawsze wymusza komunikację nie między ludźmi, lecz między płciami. Schemat, o którym mowa, to teatr, na którego scenie nieustannie odbywają się - czasami lepsze, a czasami gorsze – przedstawienia z różnymi typami ludzi w rolach głównych. To zachowania rytualne i anarchistyczne, gesty rewolucyjne i zachowawcze. Praktyki dyskursywne stwarzają przestrzeń wzajemnie przenikających się znaczeń, które zapobiegają jednak przekroczeniu określonego repertuaru ról. Zasoby, z których czerpią ci „aktorzy” mają charakter społeczny i ustalony.

Genderqueer odnosi się do problemu związanego z tożsamością człowieka, zarówno tą kulturową jak i seksualną. Oczywiście jest to zagadnienie złożone odnoszące się do ogólnego dyskursu wyznaczanego przez teorię queer. Jego użycie przez nas w tym projekcie odnosi się do próby dyskusji nad sposobami konstruowania „człowieka”, tworzeniem jego osobowości, tożsamości, wytwarzania jednostki w społeczeństwie i – słowami Michela Foucaulta – ujarzmiania. Chcieliśmy z jednej strony przedstawić ową „trzecią płeć”, której oczywiście w żaden sposób nie można i nie należy kategoryzować, posiada ona bowiem przeróżne, złożone i niejednoznaczne sposoby manifestowania, a z drugiej strony chcieliśmy zmusić widza do tego, aby sam wpadł w pułapkę własnych ograniczeń.

 

i tu...

a także tu...


sobota, 7 lipca 2007

instytucje

Irena_1939 

Irena 1939, olej na płótnie, 50 x 50 cm, 2007



Instytucje (część pierwsza), DVD, 5:14, 2007

PDVD_001 PDVD_007 PDVD_010 PDVD_017

Instytucje (część druga), DVD, 8:14, 2008


The man from Laramie
He was a man with a peaceful turn of mind
He was kind and sociable and friendly
Friendly as any man could be
But you never saw a man outdraw
The man from Laramie
The man from Laramie
He was a man with a warm and gentle heart
But when they start the arguin and fightin
Frightenin and lightnin fast was he
Their was no cayoot
Who could out shoot
The man from Laramie
He had a flair for ladies
The ladies loved his air of mystery
The west will never see
A man with so many notches on his gun
Everyone admired the fearless stranger
Danger was this man’s specialty
So they never bossed nor double crossed
The man from Laramie
[…]

Al Martino, “The man from Laramie”

Słowa piosenki, która została wykorzystana w filmie Instytucje (cześć druga), pochodzą z amerykańskiego westernu The man from Laramie w reżyserii Anthony’ego Manna z 1955 roku.


Instytucje
(część pierwsza i druga) to filmy, które odpowiadają na pytanie dotyczące tego w jaki sposób tożsamość jest ujarzmiana, konstytuowana, w jaki sposób tworzone jest „ja” poprzez konstruktywne zaprzeczenie, negowanie i równoczesną aprobatę. Dopasowywanie się do określonej roli kulturowej nie jest trudne – wystarczy „zwykłe” naśladownictwo, cytowanie tego, co już społeczeństwo oswoiło, uznało za naturalne i uniwersalne. Materiałem wyjściowym były archiwalne filmy z przełomu lat 60. i 80. Można je znaleźć w prawie każdej rodzinie. To sceny utrwalane podczas oficjalnych, często kościelnych uroczystości, podczas typowych wczasów, czy chwil beztroskiego spędzania czasu, które w jakiś szczególny sposób były warte utrwalenia. Filmy były kręcone głównie przez mężczyzn, kamera była ich „zabawką”. Zatem mamy tutaj do czynienia z ich punktem widzenia, śledzimy rzeczywistość ich oczami. Utrwalali na kliszy filmowej (typowej 8) to, co było dla nich ważne.

W filmie Instytucje (cześć pierwsza) podczas montażu wybieraliśmy te sceny, które - w sposób dla nas najbardziej wymowny - opowiadają o schematycznej i kulturowo skonstruowanej kobiecości. Zatem z jednej strony mamy archiwalny – i posiadający znamiona dokumentu – materiał filmowy, który zmusza nas do traktowania go, jako autentycznego i niewyreżyserowanego ciągu zdarzeń, a z drugiej natomiast, poprzez montaż, nałożyliśmy na niego własną interpretację, próbując zmusić odbiorcę do ponownego odczytania tych banalnych epizodów. Instytucje (cześć druga) to opowieść o mężczyznach, ich obowiązkach, hobby, sposobach spędzania wolnego czasu, braterstwie, mężczyźnie rodzinnym i angażującym sięw przeróżne społeczne aktywności.

Naszą intencją było odkrycie tego, co na pierwszy rzut oka wydaje się być niejasne i nieistotne: gesty, partykularne zachowania, kaprysy, wyraźne na twarzach bohaterek i bohaterów, szczegóły ubioru etc. okazują się być elementami większej układanki. To próba wyjaśnienia niektórych strategii uczenia się płci. Z pozornie beztroskich scen z czasem zaczyna wyłania się szczególna forma agresji i przemocy, którą stosują wobec siebie bohaterki i bohaterzy filmów.



Laramie to miasto w Stanach Zjednoczonych, w którym w 1998 roku zamordowano Matthew Sheparda. Była to zbrodnia nienawiści. więcej...

wymazywanie

 

przed                                                                      po


PDVD_002 PDVD_003 PDVD_004 PDVD_005 PDVD_006 PDVD_009 PDVD_010 PDVD_014 PDVD_017
wymazywanie, dvd 30 min., 2007


Kubiak-Krawczyk18

pustka jest formą - forma jest pustką
październik-listopad 2006
fundacja wschód sztuki
kurator roman lewandowski
fabryka schindlera, kraków



                                                              

worek 

Roman Lewandowski, Obraz jako alegoria i przekroczenie

O sensie i karierze pojęcia relatywizmu – wbrew sprzeciwom i enuncjacjom jego oponentów – dobitnie świadczy fakt, że nikt przy zdrowych zmysłach nie jest dziś w stanie zanegować tak oczywistej konstatacji, że zarówno sztuka, jak i kultura w ogólności, nie posiadają jednej wiążącej definicji, że zakres ich i status podlegają nieustannej fluktuacji oraz negocjacji. Kontekst (czasu i przestrzeni) czyni niemal wszystko. Praktyka artystyczna bez niego by się nie obeszła.

Z drugiej strony może jednak warto zadać sobie trud odpowiedzi na pytanie – czy można żyć i uprawiać malarski dyskurs bez usankcjonowania go (na przykład mocą różnych instytucji, jakie współtworzy krytyka bądź akademia) i bez zakotwiczenia (nawet jeśli byłyby to tak dryfujące punkty jak ośrodki wystawiennicze)? Te elementy artystycznego zjawiskowego pola są wpisane w zasady (nie tylko) językowej gry i trudno właściwie uzurpować sobie pogląd, że sztuka może się bez nich obejść... Podejmowane przed laty akcje sytuacjonistów czy artystów związanych z konceptualną rewoltą, które miały zrewolucjonizować (choć de facto – znieść) mechanizmy pośredniczące (medium, galerie, marszandzi itd.), jakkolwiek przeszły do historii sztuki, są uzurpacjami – z dzisiejszego punktu widzenia – romantycznymi. Obecność realizacji i dzieł Daniela Burena oraz Josepha Kosutha w muzeach i galeriach czy na imprezach typu biennale jest znamienna i – bynajmniej – nie świadczy o porażce tych artystów. Ich strategie i artykulacje są efektem negocjowania dzieła właśnie i jednocześnie pełnej świadomości fluktuacji pojęciowego statusu – dzieła, artysty, odbiorcy...


Historia lubi się powtarzać. Ale pamiętajmy też – za Deleuze’em i Derridą – że jest to powtórzenie poprzez różnicę. Kiedy Robert Rauschenberg w roku 1953 wymazywał rysunek de Kooninga, a był to – przypomnijmy – rysunek wykonany w kilku mediach, artysta ten miał już za sobą studia prowadzone pod okiem Josefa Albersa, który uwrażliwiał go na konceptualny i formalny czynnik malarskiej praktyki. Powstała nieco wcześniej, około 1952 roku, seria białych paneli zatytułowanych
White Paintings układa się w koherentne kontinuum z powstałym kilkadziesiąt lat wcześniej suprematystycznym ekstremum, jakim niewątpliwie było Białe na białym Malewicza. Diachronia ta dodatkowo pozyskuje uzupełnienie w porządku synchronicznym, który wówczas współkształtował John Cage – przyjaciel Rauschenberga i autor powstałej w tym samym czasie kompozycji 4’33’’... [1]

W tym kontekście przypisywanie Rauschenbergowi kontestowania malarstwa gestu spod znaku de Kooninga jest chybione i raczej należy się w tym dopatrywać bardziej konceptualnego działania. Tyle że akt ten skierowuje się ku (de)konstrukcji przedstawienia. Dowodzi tego wreszcie i fakt, że Kooning nie podarował rysunkowego „odpadu”, ale świadomie sprezentował Rauschenbergowi pracę ewidentnie skończoną.


Zgoła zupełnie inne przesłanki kierowały szwedzkim artystą Felixem Gmelin, który w 1996 roku w ramach projektu
Art Vandals zreinterpretował 12 dzieł sztuki, które w ostatnich latach zostały zniszczone w galeryjnych bądź muzealnych przestrzeniach. Jednym z prezentowanych przezeń obiektów było... A New Painting after Rauschenberg's Erased de Kooning Drawing. Powstałe wówczas prace nie podejmowały właściwie problematyki metamalarskiej, ale raczej kierowały uwagę na społeczny kontekst funkcjonowania dzieła i jego odbiór. Inny, bo filozoficzny, aspekt uwidacznia się u Romana Opałki. Artysta ten w swym permanentnym projekcie OPAŁKA 1965/1 - nieskończoność staje się poniekąd zakładnikiem idei zmierzania do mentalnej bieli, co jest konstrukcją tyle egotyczną co utopijną, i wielka szkoda, że – niestety – zbyt merkantylnie uwikłaną...

Od podobnego redukcyjnego myślenia jest wolny projekt
Wymazywanie, którego współautorami jest artystyczny tandem – Wojtek Kubiak & Lidka Krawczyk. Co więcej – krakowscy artyści odwołują się nie tylko do zagadnień czysto formalnych oraz malarskich, jak miało to miejsce u Rauschenberga, lecz uwzględniają i akcentują także współczesne uwarunkowania związane z funkcjonowaniem „ikony”. Malarski dyskurs jest tutaj ukazany w perspektywie zachwiania idei reprezentacji, wirtualizacji dzieła, a także kryzysu klasycznych „producentów” i „dystrybutorów” sztuki. Dotyczy to zwłaszcza statusu i retoryki takich symbolicznych figur jak „akademia”, „artysta”, „obraz” i wiążący się z nimi kult rzemiosła.

Ten ostatni myślowy dukt genealogicznie związany jest z faktem, że Wymazywanie opierało się na de(kon)strukcji „realistycznych” prac malarskich, które powstały w latach 2003-2004 i stanowiły załącznik do dyplomu Wojtka Kubiaka na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Powstałe wtedy obrazy były pośrednią trawestacją prac Luciana Freuda, choć nie odzwierciedlały fabuły i jej mentalnego kontekstu, ale raczej wyzyskiwały ich wizualną moc i wabiły oko doskonałym warsztatem. To w zupełności wystarczało, aby zostały zaakceptowane i to też zapewne sprawiło, że obrazy Kubiaka spotkały się z wyróżnieniem na akademii.


Gdyby na tym wyczerpywała się ich siła i oddziaływanie, z pewnością dyplom ten byłby tylko egzemplaryczną wykładnią tradycji przedstawieniowej, która – jak przeczytać możemy w autokomentarzu artystów – „odrzuca konceptualność, kontekstualność, performatywność i inne formy sztuki bezprzedmiotowej” [2]. Kiedy jednak w dwa lata później artyści ci najzupełniej dosłownie wymazali jedno z dyplomowych płócien, dokonali manifestacyjnego gestu
zaprzeczenia i – paradoksalnie – jednocześnie ocalenia ‘obrazu’.

Jeśli przyjąć za Deleuze’em, że „dzieło jest problemem zrodzonym z imperatywu” i że „autora dzieła można (...) nazwać operatorem Idei” [3], nie trudno oprzeć się wrażeniu, że artefakt spełnia się nie tyle w swej warstwie czysto przedstawieniowej, ale jest przede wszystkim medium generującym znaczenia. Zatem nie tyle chodzi tu o orgiastyczność i nagość (dosłowną oraz metaforyczną) obrazu, lecz o (nie)możliwość referencji i jej wirtualnych „kordonków”. Pozornie bowiem obraz został unicestwiony (i jakby zaskakująco spełnia się tu proroctwo ikonoklastów), ale nie możemy też zapominać, że – choć figuracja i przypisany jej świat przedstawienia zostają zanegowane – de facto jest to tylko (aż) zabieg wzięcia ich w retoryczny nawias. Akt negacji jest w istocie afirmatywny i performatywny, przy czym „afirmacja wypływa z niej jako
ersatz” [4]. Ta rekompensata i podwojenie jest ewokacją i artykulacją, przypomnieniem „pisania” dzieła i jego aktualizacją, bo przecież obraz – po zdarciu zeń warstwy farby – nadal „przedstawia” wartości czysto malarskie. A jest to z jednej strony archeologia pamięci – „ślady dawnych figur, plam barwnych, wspomnienie po dawnej kreacji, pracy włożonej w realistyczne przedstawienie” [5], z drugiej zaś – organiczność i monochromatyczność przywołująca z(w) wyobraźni czy to śródziemnomorskie freski równie (niegdyś) iluzjonistycznego malarstwa pompejańskiego czy to – a rebours – suprematystyczne albo unistyczne ikony. Wreszcie sensualność i palimpsestowość obrazu dzieli przymierze ze zmysłowością i strukturalnością utraconego ciała (obrazu, przedstawienia, postaci). W tym sensie ta totalizacja i detaliczność malarskiej procedury posiada znamiona pornografizacji, która stała się dzisiaj dystynktywną cechą obrazu, co – na marginesie – ewidentnie pokazują ostatnie prace Thomas Ruffa.

Jednak „powidoki” widzialności wiąże ze sobą przede wszystkim praca pamięci oraz wyobraźni. To gestualność, która domaga się gestu i (wy)pełnienia, bo obraz musi zostać uruchomiony poprzez kontemplację, imaginację i konceptualizację. Odbiorca jest zatem w równej mierze kreatorem co adresatem dzieła. Jakie „rzeczy” wyciągnie i/lub powoła, jest już tylko kwestią jego „zdolności przedstawiania”. Nie można przy tym zapominać, że wiara w to, iż reprezentacja i wrażenia są uwarunkowane przez przedmioty zewnętrzne, sama jest przedstawieniem” [6].

Projekt Wymazywanie stanowi tego procesu pochodną i ilustrację. Jest to wszakże symulacja, która tę wiarę w nas podważa, bo „rzecz przenoszona jest w jej sobowtóra (czyli już w idealność) dla innego i doskonałe przedstawienie zawsze jest już inne niż to, co samo dubluje i re-prezentuje. Tutaj zaczyna się alegoria” [7].

Ta ostatnia zakręca nieomal eliptyczne koło, bowiem wymazanemu obrazowi towarzyszą jego matrixowe analogony – fotograficzny wydruk dyplomowego płótna z czasów jego realistycznej „świetności”, zapis wideo z procesu wymazywania oraz złuszczona farba w woreczku, który mieści metaforyczne szczątki reprezentacji.


W tym miejscu może paść pytanie – czy te metonimiczne zamienniki są tylko przysłowiowymi kośćmi do gry w kości ilustrującymi – jak chce Lyotard – językowe gry ponowoczesności, a zatem są elementami semantycznej i ikonicznej składni, czy też konstruują – jak pokazał Kosuth – równoprawne znaczenia? Gdyby posłużyć się dalekowschodnią epistemologią i ontologią, należałoby powiedzieć – zarówno To jak i To. Bo przecież prawdą jest, że „do istoty przedstawienia należy to, że przedstawia ono nie tylko coś, ale także własną przedstawieniowość” [8].


Zarazem jednak Wymazywanie znakomicie wpisuje się w dyktat i dyskurs metafory, bez której nie może zaistnieć międzyludzka komunikacja. Jej alegoryczne figury stają się nośnikami do ciągle ponawianego pytania o (nie)możność dyskursywności, a więc o jej zapośredniczenia, korupcję, kompromitację i jednocześnie kulturową niezbędność. Wszak nie sposób żyć bez języka, a obraz jest tego śladu śladowym poprzednikiem i „inauguracją”. Lustra referencji – co najmniej od czasów Velazqueza – świecą nam w oczy ze zdwojoną siłą, podczas gdy „dzieło ustanawia i przekracza granicę, która je stwarza, zagraża mu i je spełnia” [9]. Nikt i nic nie jest bez winy. A już najmniej mit, który karmi się tym przekroczeniem. Jednak bez tego kłamstwa nie ma sztuki...


1. szerzej pisze o tym Vincent Katz w eseju A Genteel Iconoclasm. Por. http://www.tate.org.uk/tateetc/issue8/erasuregenteel.htm
2. cytat pochodzi z prywatnej korespondencji z Wojtkiem Kubiakiem i Lidką Krawczyk
3. Deleuze G., Różnica i powtórzenie. Warszawa 1997, s.281
4. Deleuze G., Różnica i powtórzenie. Warszawa 1997, s.96
5. z prywatnej korespondencji z Wojtkiem Kubiakiem i Lidką Krawczyk
6. Baudrillard J., Pakt jasności. O inteligencji Zła. Warszawa 2005, s. 29
7. Derrida J., O gramatologii. Warszawa 1999, s.380
8. Deleuze G., Różnica i powtórzenie. Warszawa 1997, s.131
9. Foucault M., Szaleństwo i literatura. Warszawa 1999, s.25

Roman Lewandowski
25 czerwca 2007


niezawodni (rysunki)

andrzejakwizytorzyduda marynarzemiłekpiotrek    sasnalsiłaczskucha sławekstudniówkawilki